Kilka dni temu przeczytałam informację na wp, z której dowiedziałam się między innymi, że Komisja Praw Kobiet w Parlamencie Europejskim chce zakazania książek przedstawiających model społeczeństwa, który jest sprzeczny w ich mniemaniu z ideą równości płci, tzn. książek, w których mama zajmuje się domem, a tata zarabianiem pieniędzy. Budzi to we mnie pewne obawy, bo czy nie ociera się to o dyskryminację? Myślę, że jest wiele kobiet, które świadomie wybrały zajmowanie się dziećmi i domem i zrezygnowały tym samym z kariery zawodowej. Nie widzę powodu, dla którego miałyby być spychane na margines społeczeństwa, czy przymuszane do podjęcia pracy zarobkowej. Kobieta spełniona to nie tylko ta, która co rano pędzi do pracy, kobieta spełniona może równie dobrze koncentrować się na prowadzeniu domu i odnajdywać swoje powołanie w wychowywaniu dzieci. Grunt to życie w zgodzie ze sobą. Nie ma jednego przepisu na udane i satysfakcjonujące życie.
Ze zgrozą myślę ile pięknych książek pójdzie na śmietnik jeśli faktycznie taki zakaz wejdzie w życie. Mam nadzieję, że "matki polki (i nie tylko) feministki" się temu skutecznie przeciwstawią. Bo czy już nasze dzieci nie będą czytać książek takich jak Nasza mama czarodziejka Joanny Papuzińskiej. Ciekawa jestem ile z tych pań z Komisji Praw Kobiet potrafiłoby jak tytułowa bohaterka pomóc wielkoludowi, czy zreperować księżyc, kiedy obtłucze sobie rożek, ochronić statek przed burzą, oswoić gada przedpotopowego, odnaleźć cień sosny, sprawić, aby zabawkowy samochód zamienił się w prawdziwą furgonetkę, uratować zabytkową dzwonnicę, czy latać na poduszkowcach.
Nasza mama czarodziejka stanowi zbiór odrębnych opowieści. Tytułowa bohaterka, Maria jest całkiem zwyczajną mamą, która zajmuje się prowadzeniem domu i wychowywaniem trzech synów. Cała czwórka (mama i chłopcy) przeżywa niesamowite przygody, o których opowiada średni syn. Wewnątrz tej zwyczajnej mamy kryje się osobą doprawdy wyjątkową, o nieprzeciętnej wyobraźni i odwadze ("Wszyscy, nawet dorośli panowie, bali się tego wielkoluda. Ale nasza mama - nie."), potrafiącą znaleźć twórcze i niecodzienne rozwiązanie trudnych sytuacji, wykorzystując do tego to, co akurat miała pod ręką (ciasto, nici, sałatę, popielniczkę). Bohaterka wykreowana przez Joannę Papuzińską to pochwała tego aspektu kobiecości, jakim jest macierzyństwo! Dla mamy nie ma rzeczy niemożliwych! Obtłukł się księżycowi rożek, nic prostszego! Mama zaraz zagniotła ciasto i ulepiła z niego brakujący fragment, który przylepiła księżycowi skórkami pomarańczy niczym plastrem. Mama czarodziejka rozwiązując problemy zaczarowuje rzeczywistość, ale jej czary nie mają nic wspólnego z magią. Ona wykorzystuje umiejętności, które tradycyjnie przypisane są kobietom w oryginalny, abstrakcyjny sposób (zagniatanie ciasta, robienie na drutach, pranie, szycie).
Nasza mama czarodziejka to piękna lektura nie tylko dla dzieci. Myślę, że wielu mamom, które zginęły pochłonięte przez szarą, przytłaczającą codzienność może dodać skrzydeł i obudzić drzemiącą w nich mamę czarodziejkę. Wiele zależy od tego w jaki sposób postrzegamy nasze życie.
Tekst dopełniają ciepłe ilustracje Ewy Poklewskiej-Koziełło, nasycone soczystymi kolorami, w innych miejscach naszkicowane czarną kreską. Bardzo nie lubię w książeczkach dla dzieci ilustracji, bombardujących małego czytelnika krzykliwymi kolorami i obrazkami. A tutaj oprócz uczty dla ucha i fantazji mamy także ucztę dla oka.
Nasza mama czarodziejka
tekst: Joanna Papuzińska
ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło
Wydawnictwo Literatura
Seria: Poduszkowiec
Wydanie V
Łódź, 2011
P.S. I choć pisząc o Yeti Evy Susso i Benjamina Chaud cieszyłam się, że pojawiają się propozycje alternatywne dla tradycyjnego modelu rodziny nie znaczy to, że chciałabym go zupełnie wyeliminować. Nie, nie, nie! Podoba mi się ta różnorodność. Myślę, że nie można powiedzieć, iż któryś z nich jest lepszy. Najlepszy model to taki, który najlepiej sprawdza się w danej rodzinie, kiedy wszyscy jej członkowie czują, że są na swoim miejscu.
Zainspirowana tym wpisem, opowiedziałam synowi o tej książce i wypożyczyliśmy ją w trakcie ostatniej wizyty w bibliotece. Trafiliśmy akurat na wersję z chyba 1988 roku. Synek jest zachwycony! ja zresztą też... Tak, szkoda byłoby takich książek!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Cieszę się, że Wam się spodobała. My też ją uwielbiamy:)
Usuń