czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołaj, Yeti i Litery

          Mikołajki to zazwyczaj dla rodziców czas na spełnianie dziecięcych marzeń, biegania po sklepach, czy buszowania po internecie w poszukiwaniu tej upragnionej zabawki. Tak też jest ze mną. Chodząc od sklepu do sklepu w poszukiwaniu tego wymarzonego prezentu, patrząc na astronomiczne ceny windowane przez producentów za kawałek plastyku, naszła mnie refleksja.W liście do Świętego  Mikołaja Chłopczyk prosił o Mańka. Z pewną nostalgią pomyślałam sobie o tych wszystkich Mańkach, które Chłopczyk sam wymyślił. O karetce z otwieranymi drzwiami, która na potrzeby zabawy zamieniała się w ciężarówkę, która przewoziła Zygzaka Mcqueena, o ciężarówce zbudowanej własnoręcznie, według swojego pomysłu przez Chłopczyka, teraz będzie gotowiec ze sklepu. Rabindranath Tagore podziwiał umiejętność tworzenia wspaniałych światów z niczego, z tego, co akurat jest dostępne w zasięgu ręki dziecka. Wszechotaczający konsumpcjonizm niszczy tę cenną właściwość, oszałamia bogactwem kolorów, wmawia, że nabywając coraz to nowe rzeczy staniemy się szczęśliwi. Spoczywa na nas, rodzicach, olbrzymia odpowiedzialność, nieustanne dokonywanie wyborów.  Chyba nie o to też chodzi, aby zabrać dziecku wszystkie zabawki, bo trudno mu pewnie byłoby zrozumieć dlaczego inni mają zabawki, a ono nie. Raczej o zachowanie pewnej równowagi, o świadomy wybór i nie uleganie reklamom.
          Święty Mikołaj pomyślał także o strawie dla młodego umysłu. Oto jeszcze cieplutka, prosto z drukarni jedna z najnowszych pozycji Wydawnictwa Zakamarki:








Yeti autorstwa duetu Eva Susso i Benjamin Chaud to ciepła opowieść o przygodzie. Dwóch braci, Uno i Mati mieszka w górach. Kiedy spadł śnieg, chłopcy wybierają się do lasu pojeździć na desce. No i gubią się w lesie (jak to często w bajkach bywa:)) i spotykają dziwnego stwora, Yeti.






Ale Yeti, zupełnie inaczej niż to bywa w tradycyjnych opowieściach, okazuje się być bardzo przyjaznym stworzonkiem. 


                               

" - Yecik, plecik, fircybecik" - Yeti mieszka ze swoim dziadkiem.
  
Historia opowiedziana jest bardzo prostym językiem. Autorzy bawią się słowami i dźwiękami "Szu,sza! Szu, sza!/Skręt, skok, ślizg!" Tekst oddaje rytm jazdy na desce. Tworzą także język, którym posługuje się rodzina Yeti "Yecik, plecik, piruecik", który może stać się także bodźcem dla małego i dużego czytelnika do zabawy słowami, przekręcania ich, tworzenia własnych, a co za tym idzie ćwiczenia przez dziecko aparatu mowy i wypowiadania różnych trudnych zbitek. Obserwując Chłopczyka, widzę, że dzieci instynktownie wykonują działania z narządami mowy, jak np. wywalanie jęzora, które społecznie są uważane za "brzydkie", a dzięki którym dziecko ćwiczy mięśnie, które wykorzystywane są przy mówieniu. Takie ćwiczenia wykonuje się na zajęciach z dykcji. 
          Opowieść łamie stereotyp potwora, który czyha, aby zrobić dzieciom krzywdę. Bardzo mnie cieszy tendencja oswajania "krwiożerczych bestii" we współczesnej literaturze dziecięcej, pokazującej, że pod straszną/odmienną powierzchownością może kryć się wielkie, przyjazne, łagodne serce.
          A tutaj mamy tatę, który smaży naleśniki dla chłopców:





       
Odejście od kolejnego kulturowego stereotypu, według którego ojciec rodziny to osoba, która zajmuje się jedynie zarabianiem pieniędzy, a w domu można go oglądać głównie w pozycji półhoryzontalnej, czytającego gazetę lub oglądającego telewizję, którego sprawy domowe nie interesują. Ta pozycja przyczynia się do budowania nowego męskiego wzorca, w którym mężczyźnie niczego nie ubywa z jego męskości przez to, że smaży dla swoich synów naleśniki, a powiedziałabym nawet, że przybywa. Och, chciałabym, aby tata stał się typem nowego bohatera, który przeżywa niesamowite przygody, ale potrafi także być bohaterem codzienności. A ilustracje cud, miód i orzeszki!
          Ta prosta historyjka opiera się na starym baśniowym schemacie, który prawdopodobnie objaśnia obrzędy przejścia. W warstwie strukturalnej tej opowieści można dostrzec cechy obrzędu liminalnego: życie w społecznościwykluczenie: chłopcy gubią się w lesie, żyją w innej rzeczywistości, uczą się od Yeti życia w zgodzie z naturą: dojenie kozy, obrywanie jagód, gotowanie zupy, rzeźbienie (własna twórczość), sen, odpoczynek (to czynności niezbędne do życia), tworzy się communitas - ponowne włączenie do społeczności reprezentowanej w naszej opowieści przez tatę, który kiedyś też doświadczył tego, co oni (chłopcy dostali od dziadka Yeti po sowie, tata też taką ma).
           Rodzina występująca w bajce jest niepełna - brakuje mamy, której rolę wziął na siebie tata. Wszyscy występujący w historii bohaterowie są płci męskiej, funkcje kulturowo przypisywane kobietom (gotowanie, dbanie o ognisko domowe) przejmują tu osobniki rodzaju męskiego (Yeti, tata), których uczą się także chłopcy. Można się jeszcze bardziej zagłębić w analizę genderową, ale tutaj postawię kropkę.
           Nie każde dziecko ma możliwość dorastania w rodzinie "pełnej", dobrze, że pojawiają się pozycję, które nie dramatyzują, ale pokazują, że te dzieci też są szczęśliwe, że to też jest normalne, bo różne rzeczy się zdarzają.

        Święty Mikołaj zadbał także o "szlifowanie" znajomości alfabetu przez Chłopczyka:





Aleksandra i Daniel Mizielińscy zapraszają czytelnika do zabawy z postaciami znanymi już z cyklu Miasteczko Mamoko. Każdej stronie odpowiada jedna literka, zadaniem dziecka jest odnalezienie wszystkich rzeczy zaczynających się na daną literkę. Dla ułatwienia pod literką została umieszczona liczba informująca ile takich rzeczy należy odnaleźć. 





Najwięcej 46! AAA!!! Nie wiem, czy mnie starczy cierpliwości, a co dopiero Chłopczykowi?! Pomysł bardzo mi się podoba, w górnym rogu, każdej strony umieszczona została duża, drukowana litera, a wypowiadanie na głos przedmiotów na daną literę pomoże dziecku powiązać dźwięk ze znakiem graficznym. 





Ilustracje są drobiazgowe i trzeba mieć niezłe oko, aby wypatrzyć każdy element. Mnie się na razie nie udało odnaleźć wszystkich elementów;)
Myślę, że aby się bawić z literkami w ten sposób nie trzeba kupować tej książki, można wykorzystać do tego serię Mamoko, czy każdą dowolną książkę z ilustracjami i napisać na oddzielnych karteczkach poszczególne litery alfabetu. My często też rozpoznajemy literki w czasie spacerów, drogi do i z przedszkola - czytamy szyldy i inne napisy. Jednakże ilustracje w Mam oko na litery Wydawnictwa Dwie Siostry są piękne. 

        "Yecik, plecik, plums" - żegnam się powiedzonkiem Yeti.
 
        A to dla dużych, porcja uśmiechu:


    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz