sobota, 1 grudnia 2012

Początki i "100 - noga i spółka

       To jest dość ekscytujące pisać pierwszego posta, to trochę jak wypłynąć statkiem w dziewiczy rejs. Zapraszam na pokład!
      Ostatnio jadąc tramwajem zobaczyłam szyld nad jakąś jadłodajnią, nie przytoczę go dosłownie, ale mniej więcej brzmiał on tak: "Szyldu jeszcze nie ma, ale zdrowe jedzenie już jest". Podobnie sprawa ma się z tym miejscem, pierwszy post właśnie się pisze, ale jeszcze nie wszystko na tej stronie zostało wykończone. Długo nosiłam się z zamiarem pisania bloga, ale jakoś nie miałam pojęcia o czym ja mogłabym pisać. No i pomysł sam przyszedł, albo po prostu ja go zauważyłam, dopiero wtedy, gdy już przestałam się zastanawiać. Jestem mamą, trzyipółletniego chłopczyka, a co za tym idzie czytam teraz znacznie więcej literatury dziecięcej niż tej dla dorosłych, no i spektakli też więcej oglądam dziecięcych i w ogóle jakoś tak dziecko, jego rozwój, sposób postrzegania świata zaczęły mnie fascynować. Uwielbiam książeczki dla dzieci, czytanie ich sprawia mi dużą frajdę i dlatego postanowiłam się tym moim zachwytem podzielić. Będzie o książkach, o spektaklach - dla dzieci, ale też troszkę będę przemycać książek, które ja czytam, czy spektakli bądź filmów, które są dla mnie ważne, które coś we mnie poruszają.
         Byliśmy, tzn. Chłopczyk i ja, na spektaklu, ale nie byliśmy w teatrze. Przedstawienie "100-noga i spółka" przygotowane przez Scenę Lubelską obejrzeliśmy w Tarabuku - księgarni & kawiarni. Inna niż tradycyjna przestrzeń stwarzała możliwości bardziej bezpośredniego kontaktu pomiędzy aktorami, a widzami. Aktorzy wchodzili w drobne interakcje z osobami obecnymi w kawiarni (nie tylko z dziećmi, których niestety dziś było niewiele), czujni, czy ze strony widza jest na to zgoda. Po kawiarni latały ważki, beczały barany, wąż układał się w literki z alfabetu, tytułowa stonoga rozplątywała swoje nogi, żółw z rzekotką zapraszali na wesele, sójka wybierała się za morze, jeż paradował z ostrymi igłami oraz płaszcz, o którego upomniało się dwóch właścicieli. Piękne były lalki-zwierzątka, wykonane przez reżysera Dariusza Kunowskiego,które wyglądały jak pluszaki uszyte z bajecznie kolorowych materiałów w sam raz na tą szaro-buro-jesienną aurę. Wiersze Jana Brzechwy, Tadeusza Śliwiaka i Katarzyny Żytomirskiej ożyły, porywając uwagę także tych osób, które w cale nie przyszły oglądać bajki, a posiedzieć, porozmawiać, popracować na laptopie, a może posiedzieć na twarzo-książce. Każdy utwór stanowił podstawę dla krótkiej, udramatyzowanej scenki. Chłopczyk, którego ulubionym bohaterem jest Zygzak Mcqueen, siedział pochłonięty akcją sceniczną, śledząc wzrokiem postacie po całej kawiarni i wspinając się na oparcie sofy dla lepszego widoku. Dodam, że i ja miałam dużą przyjemność z oglądania przedstawienia. Spektakl zbudowany bardzo prostymi środkami, opiera się głównie na grze aktorskiej, animacji lalek, zabawie tekstem i dźwiękiem, bez zbędnych dekoracji odciągających niekiedy uwagę od akcji, może być zagrany w każdej przestrzeni. Dużym walorem "100-nogi i spółki" jest otwartość i relacja wykonawcy z odbiorcą, bo to wydaje mi się być jednym z ważniejszych elementów w podtrzymywaniu i ciągłym podsycaniu uwagi najmłodszych. I choć plakat głosi, że spektakl jest kierowany do dzieci między 4 a 9 rokiem życia, myślę, że śmiało można powiedzieć, że między 0,5 a 100 i więcej. Z żywym zainteresowaniem przedstawienie oglądało dziecko, które miało około 9 miesięcy, jak również pan o siwych włosach i brodzie. Bardzo się cieszę, że można znaleźć ciekawe propozycje dla najmłodszych, które są dalekie od przemocy, czy rywalizacji, a opierają się na zabawie, radości i zdziwieniu bogactwem świata. 
       Uff, no to do pierwszego portu już dopłynęliśmy:)



2 komentarze: