środa, 2 stycznia 2013

Musztarda po obiedzie, czyli "Boże Narodzenie w Bullerbyn"

          Dziś serwujemy musztardę po obiedzie;) Boże Narodzenie w Bullerbyn autorstwa Astrid Lindgren. Miało być jeszcze przed świętami, ale zwyczajnie się nie wyrobiłam.



       Bardzo się cieszę, że mogę dzielić się z Chłopczykiem bohaterami, których darzyłam sympatią, gdy byłam dzieckiem. 
       Boże Narodzenie w Bullerbyn to jeden z rozdziałów całego zbioru opowieści Dzieci z Bullerbyn, pięknie zilustrowany przez Ilon Wikland i wydany w formie oddzielnej książeczki dla młodszych dzieci, dla których ilustracje stanowią ważną część książki. 



       Znowu zbliżają się święta Bożego Narodzenia i wszystkie dzieci z Bullerbyn uczestniczą w przygotowaniach. Pieką pierniczki, zwożą drewno na opał, ścinają choinki, dekorują drzewka, śpiewają kolędy. Chłopczyka najbardziej urzeka przybycie Świętego Mikołaja w czasie Wigilii, który wiezie saniami wielkie wory. I nie ma się, co bać Mikołaja, bo przecież za chwilę dostanie się prezent. Ten fragment Chłopczyk wygłasza z pamięci. Prawie na każdej stronie domaga się podawania imion poszczególnych postaci.



        Zaś moją uwagę przykuwają rzeczy takie jak wystawianie snopków zboża dla ptaków, lakowanie prezentów, ścinanie choinek w lesie i przyozdabianie ich jabłuszkami (prawdziwymi, nie bombkami!) oraz innymi przedmiotami własnego wyrobu, jazda o świcie do kościoła saniami zaprzężonymi w konia. Dziś są to znaki pewnego czasu, który przeminął, no bo któż używa dziś laku do pakowania prezentów... och! Wzięło mnie na sentymenty. Czytając opowieść Astrid Lindgren przenosimy się do świata, gdzie wszystko dzieje się wolniej, gdzie podstawą życia jest wspólnota. Spokój bijący z tej historii wzbudza we mnie tęsknotę za czasem wolnym od pośpiechu, materializmu, wszechogarniającej komercji, które uśmiercają ducha świąt.  Choć tak naprawdę od nas zależy, czy na to pozwolimy. Wspólnota i świętowanie! Sąsiedzi, którzy są częścią życia, którzy stają się rodziną. Dziadziuś, choć w rzeczywistości jest dziadziusiem jedynie Britty i Anny, jak sam mówi wystarczy go dla wszystkich dzieci z Bullerbyn. A nasze społeczeństwo zmierza raczej ku anonimowości i izolacji. 


        Po mszy bożonarodzeniowej jeżdżą na nartach, sankach i łyżwach przez cały dzień.








         Jedzą też pomarańcze i marcepanki, no i Chłopczyk też chciał spróbować marcepanka, okazało się, że są całkiem niezłe. Chyba nie wrodził się w mamusię, bo ja do tej pory nie przepadam za tego rodzaju przysmakami.



        Fascynuje mnie obserwowanie, jak poszczególne książeczki zostają odkładane na półkę i pokrywają się kurzem, a inne ponownie wyszperane i z tego kurzu otrzepane. U nas tak właśnie jest z Bożym Narodzeniem w Bullerbyn, które przez rok stało nieruszane i już myślałam, że może jest tam za mało akcji, może historia za mało aktualna, ale w końcu jak już zostało z tej półki zdjęte, prawie na nią nie wraca. 

Boże Narodzenie w Bullerbyn
tekst: Astrid Lindgren
ilustracje: Ilon Wikland
przełożyła ze szwedzkiego:Anna Węgleńska
Wydawnictwo Zakamarki
Poznań 2010 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz